Kilka dni intensywnego oglądania w zaciszu własnych domów, wirtualne wymiany zdań, litry wypitej herbaty i już po wszystkim – festiwal w Sundance dobiegł końca. W tym roku królową kina niezależnego została Nikyatu Jusu – jej Nanny zdobyło nagrodę dla najlepszego amerykańskiego filmu fabularnego. To pierwszy horror kiedykolwiek nagrodzony na festiwalu.
Konkurs dokumentalny wygrali z kolei Violet Columbus i Ben Klein ze swoim filmem The Exiles – dokończoną po latach opowieścią o protestach na placu Niebiańskiego Spokoju w 1989 roku. Tymczasem Ulka Śniegowska – która jak co roku wyławiała perły z programu, by je przechwycić na kolejną edycję American Film Festival – wytypowała własne nagrody. To filmy, które warto mieć na radarze w najbliższym sezonie, zwłaszcza, że niektóre z nich umknęły uwadze jury i publiczności.
❝
Po obejrzeniu zaledwie 25 filmów w ciagu 6 dni festiwalu (koszmar organizacyjny, który charakteryzuje to wydarzenie, został dziesięciokrotnie wzmocniony przez przejście do online’u w ostatniej chwili), nie wnikając w skład jurorski i nie wgryzając się w stereotypowy mindset „przeciętnego widza” Sundance – przecież nikt taki nie istnieje! – wytypowałam moje własne nagrody tegorocznego festiwalu. Alternatywny wobec ogłoszonego kilka dni temu werdyktu, a czasem nawet przywracający nieobecne w tym roku kategorie i nagrody zestaw to moje ulubione amerykańskie produkcje tegorocznej edycji.
– Najlepszy Film: Master, reż. Mariama Diallo – to thriller psychologiczny, którego akcja toczy się na kampusie prestiżowego uniwersytetu, gdzie pojawia się czarnoskóra studentka. Obstawiałam, że z tej kategorii wygra Cha Cha Real Smooth – urocze love story (kupione już przez Apple+ za 15 milionów dolarów) wyjechało z festiwalu z Nagrodą Publiczności. Można było się tego spodziewać – poprzedni film Coopera Raiffa wygrał w ubiegłym roku SXSW.
– Najlepszy Dokument: bezwarunkowo Brainwashed: Sex-Camera-Power, reż. Nina Menkes – erudycyjny wykład o rzeczach niby oczywistych: co wchodzi nam przez oczy do mózgu, gdy oglądamy filmy i jak przekłada się to na pozaekranowe relacje władzy.
– Najlepszy Debiut: Something in the Dirt, reż. Justin Benson, Aaron Moorhead – moje ulubione low-tech science fiction i mokument w jednym. Dwaj nieudacznicy-dziwacy doznają zjawisk nadprzyrodzonych i wzajemnie oskarżają się o sprokurowanie spisku, jednocześnie kręcąc o tym amatorski dokument. Na festiwalu było jednak głośno o innym debiucie: reżyserskiej próbie Jesse'go Eisenberga When You Finish Saving the World. Moim zdaniem jednak to po prostu manieryczny dramat rodzinny o zagubionym nastolatku i jeszcze bardziej zagubionej mamusi.
– Najlepszy Aktor/ka: bezkonkurencyjnie Dale Dickey w Love Song (reż. Max Walker-Silverman). Dickey stworzyła niesamowitą kreację w filmie będącym kontemplacją samotności przekraczającym schematyczne postrzeganie urody. Keke Palmer (Breaking Bad, Do szpiku kości) w Alice (reż. Krystin Ver Linden), znana publiczności AFF-u z Nienawiść, którą dajesz, też świetnie sobie poradziła, ale niestety – ten potencjalnie odkrywczy film (niewolnica ucieka z plantacji, by odkryć, że jest rok 1973) scenariuszowo jest jednak nieudany, choć jego polityczna wymowa pozostaje aktualna i sądziłam, że zostanie dostrzeżona.
❝
Dyrektorka American Film Festival kieruje już wzrok ku SXSW, tymczasem z Sundance na Nowe Horyzonty przywędrował zwycięzca konkursu międzynarodowego – w programie 22. edycji będzie można zobaczyć Utamę w reżyserii Alejandro Loayzy Grisiego. Nowe Horyzonty odbędą się w dniach 21-31 lipca, a na American Film Festival zapraszamy między 8 a 13 listopada.