Retrospektywa: John Waters

fot. © 1974 WBEI

Oburza, rozśmiesza, uświadamia (w różnych dawkach i niekoniecznie w tej kolejności) – tak można podsumować kino Johna Watersa, jednego z najbarwniejszych przedstawicieli amerykańskiej kontrkultury. 

Widziałem najbardziej chłonne umysły mojego pokolenia, wychowane na najdzikszych eksperymentach z sekcji Nowe Szaleństwo, które po starciu z nieokiełznaną wyobraźnią Johna Watersa ogłosiły kapitulację i zatęskniły za cukierkowym światem Disneya. Widziałem również regularnie lansującą się na Nowych Horyzontach celebrytkę, która po 15 minutach seansu Różowych flamingów w 2011 roku wybiegła z sali, trzaskając drzwiami i krzycząc z rozpaczy. Idę o zakład, że na wieść o tej ostatniej reakcji Waters uśmiechnąłby się szeroko pod nienagannie przystrzyżonym wąsem. Nie chodzi wyłącznie o to, że geniusz filmowego zła z Baltimore uwielbia radykalne reakcje na swoją twórczość, czemu dał niegdyś wyraz, stwierdzając: Jeśli na moim filmie widz wymiotuje, odbieram to jak owację na stojąco. Jeszcze ważniejsza wydaje się świadomość, że sedno twórczości Watersa od lat stanowi walka z fałszem, hipokryzją i udawanym buntem, który z aktu sprzeciwu zmienił się w komercyjną pozę.

Kino twórcy Kobiecych kłopotów, choć pozostaje jednocześnie wcieleniem kampowej przesady i wymyślnej stylizacji, ma w sobie punkową z ducha prostotę, brud i poszanowanie swoiście pojętego autentyzmu. Waters i jego świta, spotkani w podłych barach i szemranych dzielnicach Baltimore dziwacy, którzy ochrzcili się mianem Dreamlanders, kręcili filmy tak, jak żyli – chaotycznie, intensywnie, na przekór mieszczańskiej moralności. Twórczość autora Polyestru nie byłaby jednak w połowie tak interesująca, ani nie przetrwałaby tak dobrze próby czasu, gdyby ograniczała się do gniewnej negacji zastanej rzeczywistości. W kinie Watersa najbardziej wywrotowy, a także najbardziej niebezpieczny z punktu widzenia obrońców starego porządku wydaje się jego wymiar afirmacyjny, udowadniający, że da się wieść spełnione i szczęśliwe życie, egzystując na marginesie społeczeństwa.

Pochwała obrzydliwości

Najpełniejszą realizację tej strategii stanowią osławione Różowe flamingi z 1972 roku. Babs Johnson (w tej roli wieloletni przyjaciel i muza Watersa – transwestyta Divine) i spółka, finezyjni prekursorzy współczesnego patostreamingu, na każdym kroku udowadniają, że zasługują na przyznany im tytuł „Najobrzydliwszych ludzi świata”. Siejąc powszechne zgorszenie i aranżując coraz bardziej wymyślne prowokacje, bohaterowie nie zapominają jednak o wzajemnej trosce i czułości. Dbałość o te cechy sprawia, że Babs i jej najbliżsi wydają nam się dużo sympatyczniejsi, niż ich główni przeciwnicy – wyniosłe, uprzywilejowane, pochodzące z klasy średniej małżeństwo Marble’ów.

Pozorna brzydota, będąca w istocie zakamuflowanym pięknem, stanowi także sedno Watersowskich Kobiecych kłopotów (1974). W jednej z najważniejszych scen filmu Dawn Davenport (raz jeszcze Divine) zostaje oblana kwasem przez znienawidzoną rywalkę. Choć w następstwie tego wydarzenia twarz bohaterki prezentuje się szkaradnie, kobieta zdaje się ignorować ten fakt, powtarzając, że wciąż jest piękna i hołdując dawnemu, hedonistycznemu stylowi życia. Wyzwalający wymiar Kobiecych kłopotów polega na zaakcentowaniu umowności wszelkich kanonów i radykalnego zdemokratyzowania prawa do pożądania i bycia pożądanym. Z drugiej strony, jak zawsze prowokacyjny, lecz także humanistyczny film Watersa przepełnia także szerokie rozumienie piękna, którego ślady reżyser odnajduje nie w wyglądzie zewnętrznym, lecz w charakteryzującym bohaterkę polocie, oryginalności i brawurze.

Przemytnik złego smaku

Daleko posunięta odwaga stanowi jedną z najważniejszych cech samego Watersa. Nie chodzi tu tylko o gotowość do przekraczania kolejnych granic, lecz także o otwartość na stylistyczną woltę, która pociągnęła za sobą pozorne zerwanie z wizerunkiem niepoprawnego skandalisty. Z perspektywy czasu widać, że ryzyko podjęte przez reżysera w głośnym Lakierze do włosów (1988) w pełni się opłaciło. Za sprawą tego nostalgicznego musicalu Waters odniósł komercyjny sukces i sprawił, że jego kino wyszło z getta zarezerwowanego dla miłośników filmowych kuriozów i zakochanej w awangardzie garstki intelektualistów. Ciepło przyjęty przez masową publiczność Lakier… pozwolił Watersowi przemycić do mainstreamu bliskie mu wartości, takie jak tolerancja wobec inności, krytyka klasowych i rasowych uprzedzeń czy niechęć wobec mieszczańskiej hipokryzji. Nie inaczej stało się we W czym mamy problem (1994) – genialnej w swojej prostocie opowieści o gospodyni domowej, która tak bardzo kocha konserwatywne wartości, że w ich obronie staje się seryjną morderczynią.

Powszechna fascynacja twórczością Watersa okazała się zjawiskiem tyleż niespodziewanym, co efemerycznym. Wywrotowe kino ekscentryka z Baltimore zadziałało jako sezonowa ciekawostka, ale okazało się zbyt niezależne myślowo i nieokiełznane stylistycznie, by zadomowić się w głównym nurcie na stałe. Ze słabnącym zainteresowaniem własną twórczością Waters poradził sobie w swoim stylu – z humorem, w którym coraz bardziej wyczuwalne były jednak nuty goryczy. Późne arcydzieło reżysera Cecil B. Demented (2000) – opowieść o zbuntowanym filmowcu-terroryście wypowiadającym wojnę Hollywood, ogląda się dziś jak skargę artysty, który zachował dawną fantazję, lecz stracił wpływ na coraz bardziej zachowawczą rzeczywistość. Nic dziwnego, że Cecil… okazał się przedostatnim filmem w dorobku reżysera, który po raz ostatni stanął za kamerą w 2004 roku.

Nie oznacza to na szczęście, że Waters całkowicie zniknął z przestrzeni publicznej. Amerykański ekscentryk jeździ po świecie ze swoim stand-upem, wydaje książki i regularnie udziela wywiadów. Zdarza mu się przy tym inspirować swoich fanów nie tylko słowem, ale i czynem. Tak jak w 2012 roku, gdy reżyser postanowił znienacka rzucić wszystko i wybrać się w liczącą około 4500 kilometrów podróż autostopową z Baltimore do San Francisco. W podsumowującej tę przygodę książce Carsick Waters tłumaczył swoje działanie potrzebą utraty kontroli nad zaplanowanym w najdrobniejszych szczegółach życiem. Trudno oprzeć się wrażeniu, że owo pragnienie – spotęgowane wielomiesięcznym przebywaniem w przymusowej izolacji – jest dziś powszechne bardziej, niż kiedyś. Czas więc na pierwszy krok do osiągnięcia celu – spędzenie kilku wieczorów z nieokiełznanymi, przełamującymi schematy i emancypacyjnymi filmami Watersa.

Piotr Czerkawski

Wybrana filmografia

1972 Różowe flamingi / Pink Flamingos 

1974 Kobiece kłopoty / Female Trouble

1988 Lakier do włosów / Hairspray

1994 W czym mamy problem? / Serial Mom

2000 Cecil B. Demented

pozostańmy w kontakcie
przyjaciele festiwalu