Program

Retrospektywa: Susan Seidelman

Lekko potargana dziewczyna, ubrana w mini w pepitkę, kabaretki, srebrne czółenka i turkusowy podkoszulek rozwiesza kserokopie swojej twarzy na tablicach ogłoszeń i w wagonach metra. Kim jest ta dziewczyna?

Na pewno wyróżnia się na tle paskudnego, tonącego w syfie Nowego Jorku – jest energiczna i pełna werwy w mieście, które w latach 80. wypluwa z siebie resztki buntu (bez przekonania). Zaraz zaludnią je yuppies, ale na ten moment po ulicach krążą groupies, pracownice seksualne, szukający szansy artyści i ci, którzy po prostu poszukują (czegoś). Rozpaczliwie.

Susan Seidelman była tą dziewczyną. To znaczy: nie do końca tą właśnie – powyższy wstęp opisuje otwarcie Smithereens (1982) i jego bohaterkę, Wren, graną przez Susan Berman. Zbieżność imion jest przypadkowa, ale też zupełnie nie: Seidelman poszukuje Susan w swoim życiu i twórczości. Rozpaczliwie. 

A więc Susan była tą dziewczyną – krążącą po Nowym Jorku dwudziestokilkuletnią kobietą, zdeterminowaną, by się jakoś określić. Kino pojawiło się w jej życiu przypadkiem (wraz z pewnym wykładowcą), ale skoro już się na nie natknęła, równie dobrze mogła spróbować zostać reżyserką. A ponieważ nikt jej nie powiedział, że kobiety w branży filmowej to aberracja, skończyła szkołę filmową, zdobyła nagrody za swoje krótkie metraże, a jej debiut – wspomniane Smithereens – był pierwszym niezależnym filmem amerykańskim walczącym o Złotą Palmę w Cannes.

Była jedną z wielu takich dziewczyn, o których dziś pamiętamy tylko okazjonalnie. Choć feminizm drugiej fali wydawał się przecierać szlaki kobietom próbujących swoich sił w zmaskulinizowanych zawodach, kino okazało się oporne na zmiany. W latach 80. obok Seidelman karierę rozpoczęły choćby Martha Coolidge, Penny Marshall, Lizzie Borden i Kathryn Bigelow – większość z nich, choć zrealizowały hitowe filmy w rodzaju Dziewczyny z doliny, Dużego czy Ich własnej ligi, pozostaje dziś w cieniu swoich bardziej znanych kolegów: Johna Hughesa, Jima Jarmuscha, Tima Burtona oraz całej ekipy Nowego Hollywood: Scorsesego, Coppoli, Lucasa. Znamienny wyjątek stanowi tworząca do dziś Bigelow, której największe sukcesy przyniosło kino wojenne. Pozostałe z nich zostały zepchnięte na margines – bo raz powinęła im się noga i nie były dłużej „godne zaufania”, bo kręciły filmy uważane za błahe, bo opowiadały o swoich bohaterkach w kontrze do konserwatywnych reaganowskich wzorców. 

Retrospektywą Seidelman chcemy rzucić światło na jedną z tych reżyserek, które miały odwagę rozpierać się łokciami, stawiać stopę w progu zamykanych przed nimi drzwi, roztrzaskiwać szklane sufity.

Wyznania Susan z przedmieść

Seidelman urodziła się w Abington w Pensylwanii, ale gdy tylko jej ojciec, przedsiębiorca i właściciel sklepu z narzędziami, dorobił się lepszych pieniędzy, rodzina Susan przeniosła się na przedmieścia Filadelfii. Ucieczka z przedmieść i wszystkiego, co sobą reprezentują, określi zarówno życie reżyserki, jak i jej twórczość.

Oczywiście, David Lynch, Tim Burton i Steven Spielberg mniej więcej w tym samym czasie odkryli przed światem demoniczność amerykańskich suburbiów. Reżyserka Confessions of a Suburban Girl dobitnie jednak zaświadcza, że przedmieścia to nie tylko siedlisko perwersji, rozbitych rodzin i demonicznych sił, lecz także brzemiennej w skutkach nudy, z której kobietom trudno jest się wyrwać.

Susan, podobnie jak inne dziewczyny urodzone i wychowane w latach 50., była przygotowywana do roli żony ze Stepford – wzorcowej, ale też nowoczesnej gospodyni i matki, której obowiązkiem jest podtrzymywać ciągłość dobrobytu i zadbać o przyszłość dla córki poprzez znalezienie jej odpowiedniego męża. W Confessions of a Suburban Girl (1992) oraz w wydanej w 2024 roku autobiografii Susan wskazuje, że ona i jej koleżanki miały zakodowane odpowiednie wzorce od najmłodszych lat. Bunt był jednak nieuchronny: zbliżały się lata 60. i 70., gdy desperacko podtrzymywany model rodziny nuklearnej rozchodził się w szwach. I kobiety albo odrzucały przypisane im role zawczasu, jak nastoletnia rebelka Seidelman, albo boleśnie przekonywały się o ich nieadekwatności później, z konieczności podejmując pracę i rozwodząc się z poznanymi jeszcze w liceum mężami. 

Buntowniczki z wyboru

Bohaterki filmów Susan to uciekinierki, które zostawiły (lub właśnie zostawiają) za sobą społeczne oczekiwania, odrzucają kanoniczny wygląd i męskie wartości. Ich bunt jest tak niepokorny, że przysłania horyzont, za którym i tak nie wiadomo, co się kryje. 

Wren ze Smithereens nie ma w życiu innego celu niż zaistnieć jako pełnoprawna osoba, co czyni jej codzienność chaotyczną i przypadkową, choć z pewnością obfitującą w nowe doświadczenia. Teresa (Mira Sorvino), milcząca bohaterka The Dutch Master, doznaje erotycznego przebudzenia, które wyrywa ją ze szponów skazanego na nieszczęście małżeństwa, zaś Ruth (Roseanne Barr), tytułowa Diablica, wysadza swoje dawne życie w powietrze (dosłownie) i okazuje się, że z buntem jej do twarzy. Słodka zemsta prowadzi jednak do refleksji – co dalej? W tym momencie opowieść się urywa.

Patronką wszystkich tych kobiet rozpaczliwie szukających Czegoś Innego, jest oczywiście Roberta (Rosanna Arquertte) z Rozpaczliwie poszukując Susan (1985), która całym swoim ciałem czuje, że coś w jej pastelowej codzienności jest nie tak. Nie wie jeszcze co, ale pamiętnik, który prowadzi, jest wypełniony zupełnie trywialnymi momentami. Ekscytacji dostarczają jej tylko tajemnicze ogłoszenia i odbijające się w nich cudze życia. Przebojowa (znów!) Susan (Madonna), adresatka jednego z tych anonsów, dostarczy jej impulsu do przemiany: porzucenia szacownej garsonki na rzecz kusej sukienki, spokojnego życia na rzecz przygody. 

Jeśli na myśl o kusej sukience i przygodach przyjdzie Wam do głowy inna blondwłosa bohaterka, spisująca swoje doświadczenia w formie dziennika-felietonu – nic dziwnego. Susan Seidelman nadała ton jednemu z najważniejszych seriali przełomu wieków, reżyserując pilot Seksu w wielkim mieście. Opisywała w nim to, co myślą i robią kobiety bez oporów i zmiękczających filtrów. Zawarła w nim wszystkie swoje wcielenia: kobietę wyzwoloną, kreatywną, marzącą o rodzinie i zupełnie odrzucającą ten koncept. Każda kocha Nowy Jork. 

Wymarzony domek Susan

Tak, Seidelman tworzy kino poświęcone kobietom (choć na drugim planie zawsze znajdziemy znakomitych aktorów, jak choćby Johna Malkovicha, Johna Turturro, Giancarla Esposito, Stevena Wrighta czy Richarda Hella), najczęściej będącym w fazie totalnej reorganizacji swojego życia. Jako filmowczyni jest także koneserką wyglądów i kolekcjonerką stylów, które pasują do bohaterek jak dobrze dobrany outfit.

Jej filmy często rozpoczyna przegląd artefaktów – obsadę i ekipę filmową poznajemy na tle perfum, szminek, lakierów do paznokci, punkowych okularów albo kolekcji materiałów marketingowych rozrzuconych po pokoju. Seidelman zdaje się wierzyć w mantrę doświadczonych stylistek – detale czynią look interesującym. 

Seidelman konstruuje światy z popkulturowych trendów, mód, czasem śmieci. Z ejtisowego kociołka Susan wyławia to, co szczególnie atrakcyjne – z jednej strony nonszalancki eklektyzm, który taszczą ze sobą (i w którym przebywają) Wren ze Smithereens i Susan z Rozpaczliwie poszukując Susan. Z drugiej: pluszowy przepych posiadłości pisarki romansów, Mary (pierwsza komediowa rola Meryl Streep!) na zmianę z postmodernistyczną pstrokacizną domu nowoczesnej kierowniczki marketingu, Frankie (Ann Magnuson). To domki dla lalek – Barbie Punkówy, Barbie Pani Domu, Barbie Kierowniczki.

Susan <3 kino

Seidelman miała zresztą studiować modę. Zapisując się na zajęcia z filmu – które miały być sposobem na zgarnięcie dodatkowych punktów i łatwe zaliczenie roku – 

niespodziewanie dla siebie zakochała się w kinie. Zwłaszcza w Godardzie, wtedy wszyscy aspirujący filmowcy kochali Godarda – jego narracyjną nonszalancję i dryg do eksperymentu. W połączeniu z partyzancką realizacją filmu niezależnego, jaka w latach 70. nie oszczędziła nikogo („na dziko” filmy kręcili Coppola, Lucas, Spielberg i inne tuzy Nowego Hollywood), miłość ta przerodziła się w nowy rodzaj kina, do którego Seidelman również dołożyła swoją cegiełkę. 

Nowofalową fragmentaryczność czuć wszak także w jej historiach, stworzonych z pomysłów zapisywanych na serwetkach, skrawkach papieru, a nawet własnych przedramionach. We wszystkich jej filmach niektóre popisowe sceny zatrzymują czasem nurt opowieści, by zachwycić niekonwencjonalnym pomysłem: absurdalnie rozczulającą rozmową pracownicy seksualnej z mieszkającym w starym wanie Paulem w Smithereens albo lekcją życia w społeczeństwie, jaką android z Mężczyzny idealnego wynosi z oglądania przaśnego talk-show w typie programu Jerry’ego Springera.

Susan kocha kino także w sposób zupełnie bezpośredni: Rozpaczliwie poszukując Susan to wszak amerykańska wariacja na temat Celine i Julie odpływają Jacquesa Rivette’a, z honorowym skinięciem w stronę Rebeki Alfreda Hitchcocka. Wren ze Smithereens to ejtisowa wersja bohaterki granej przez Giuliettę Masinę w Nocach Cabirii, a Mężczyzna idealny to komedia splatająca opowieść o potworze Frankensteina z motywem Pigmaliona (a także luźna adaptacja sowieckiego sci-fi Evo Zvali Robert).

Rozpaczliwie poszukując Susan

Swoją autobiografię Seidelman rozpoczyna od zdania: „Rodzice nazwali mnie Susan”, by zaraz potem umieścić siebie wśród innych znanych Susan. Jej twórczość dołożyła do tego panteonu Susan Berman, odtwórczynię roli Wren i filmową Susan graną przez Madonnę. To prawda: każda Susan czegoś szuka (a czasem ktoś szuka Susan) i wydawać by się mogło, że jest to poszukiwanie skazane na porażkę. 

A jeśli sensem tej eksploracji jest ciągłe pozostawanie w ruchu? Ciągłe wypatrywanie czegoś? Susan Seidelman ma 72 lata i – na co wskazuje jej autobiografia – nie ustaje w poszukiwaniach. Te pozwalają jej bowiem opowiadać kolejne historie. Przede wszystkim jednak poszukiwanie wzbudza ciekawość świata, a ona „już nie może się doczekać, co zmajstrują kolejne Susan”. Kolejne kobiety, które desperacko próbują znaleźć siebie, przy okazji prezentując światu kolejne opowieści.

Patrycja Mucha

Partnerem sekcji jest Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny

pozostańmy w kontakcie
przyjaciele festiwalu